Rzeczy, których nie wyrzuciłem – książka niezwykła i wartościowa, magiczna

Laureatem Nagrody Literackiej Nike w 2018 roku został Marcin Wicha. Niepozorny pisarz, autor niepozornych Rzeczy, których nie wyrzuciłem (2017), eseju, który docenili zarówno członkowie jury, jak i czytelnicy.

Czym jest ta drobna, nierzucająca się w oczy książka? Czym jest esej? Odpowiedź nie należy do łatwych, ponieważ esej z natury jest nieuchwytny, nieco enigmatyczny i wymykający się określonym ramom literackim. Można by go ulokować gdzieś pomiędzy prozą a poezją. Miejscami bywa konkretny, gdzieniegdzie niejednoznaczny i metaforyczny. Pomimo niewielkich rozmiarów (z reguły liczy kilkadziesiąt stron) eseju nie czyta się szybko. Chcąc go zgłębić, trzeba poświęcić mu czas. Pełno w nim odniesień i aluzji, które mogą być dla czytelnika niejasne. (Marcina Wichę czytałam z Google’em pod ręką, niekiedy prosiłam o wyjaśnienia bliskich). Pozwolę sobie dodać też coś osobistego: mam wrażenie, że eseiści to osoby chętnie wspominające i odnoszące się do przeszłości. Nierzadko są nostalgiczni i melancholijni, co nadaje ich sztuce charakter nastrojowy, liryczny, intymny. Wicha w swojej książce próbuje uchwycić „zatarte wspomnienia rodzinnego domu”, więc jest to dobry przykład tego gatunku.

Eseju nie konsumujemy, rozkoszujemy się nim. U Wichy smakujemy precyzyjne i oszczędne w słowa frazy. Można powiedzieć, że jego zdania są graficzne – trafiają do nas jak plakatowe hasła. Wspomnienia o matce i minionych dekadach, często tragiczne, podszyte są nutkami dowcipu i subtelnej ironii. Miejscami to czysta poezja, niektóre akapity są jak wiersze. Należy oswajać się z nimi bez pośpiechu, rozgryzać je, domyślać się znaczeń, współodczuwać.

Narrator, segregując rzeczy (głównie książki) należące do jego zmarłej matki, stopniowo odsłania przed nami jej portret. Nasze zainteresowanie rośnie, ponieważ chcemy dowiedzieć się, jaką osobą była opisywana kobieta i dlaczego stała się główną bohaterką tak poruszającej opowieści. Joanna to człowiek z krwi i kości, prawdziwy i autentyczny, któremu przyszło żyć w trudnych i beznadziejnych czasach. Z każdym rozdziałem wgłębiamy się w jej niepokorny charakter, swoistą wrażliwość, słabości oraz lęki. Joanna stawia nas na nogi. Nie bądźcie bezkrytyczni; jak trzeba, walcie prosto z mostu! – zdaje się nawoływać. Na każdym kroku widoczne jest jej poczucie humoru i dystans, nawet wobec najbardziej ponurych spraw. Uwrażliwia nas na słowo („Skreślała zbyt łatwe przymiotniki. Polowała na wytarte związki frazeologiczne”); książki („Kupię ci każdą książkę” – mówiła do syna); oraz dzieci („Zawsze miała oczy na poziomie oczu dziecka”). Jednak przede wszystkim Joanna to ucieleśnienie skomplikowanej i tragicznej historii, a dokładniej strasznego losu polskich Żydów.

Opowieść o niej to opowieść o Polsce – od lat czterdziestych XX wieku po dzień dzisiejszy. Ale ten esej to nie spektakularne malarstwo historyczne, a raczej subtelny szkic, muśnięcie na płótnie powojennych dziejów Polski. To nie opowieść oparta na datach i faktach, lecz na wdzięcznych anegdotach, prostych wspomnieniach i zwykłych przedmiotach. Niekiedy też pojawiają się aluzje, nierzadko do ciemnych momentów naszej historii. Kilka rozdziałów świetnie nadawałoby się na materiał szkolny. Do jakich czasów lub wydarzeń z naszej przeszłości nawiązuje autor w rozdziale „Smoła”, „Po Marcu” czy „Dupa w kraty”? Z pewnością zmusiłoby to uczniów do myślenia, a nie do uczenia się na pamięć. Sądzę, że analizowanie rozdziałów z eseju Marcina Wichy byłoby dla młodzieży ciekawsze i wartościowsze niż wertowanie podręcznika pełnego suchych faktów. Esej Rzeczy, których nie wyrzuciłem pozwala wyobrażać sobie historię żywą.

Muszę jednak przyznać, że jako urodzona w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku nie potrafię w pełni zrozumieć tekstu Marcina Wichy. Niemało w nim mglistych odniesień do czasów, których po prostu nie znam. Albo znam, lecz z postrzępionych opowieści. Czytając Wichę, trzeba wiedzieć, co to Noc Kryształowa, Marzec ’68 czy szmalcownik. Niemniej uważam, że to książka niezwykła i wartościowa, magiczna, którą warto spróbować zrozumieć. Uzmysławia, do jakiego stopnia każdy człowiek jest dzieckiem swoich czasów (i swojego podwórka) oraz jak głęboko tkwi w nas pamięć naszych przodków. Rzeczy, których nie wyrzuciłem to jedna z tych pozycji, do których można powracać, by odkrywać wciąż nowe znaczenia. Nie wiem jednak, ile wyniósłby z lektury obcokrajowiec. Jest to raczej esej o stricte polskim charakterze.

Opublikowane przez Martyna Sarnowska

Nazywam się Martyna Sarnowska. Urodziłam się w 1985 roku w Gdyni. Przez sześć lat studiowałam historię sztuki i edukację artystyczną we Francji, w Anglii i USA. Jednak dopiero podczas ostatniego roku studiów odkryłam zamiłowanie do literatury pięknej, poezji i do pisania. W wieku dwudziestu pięciu lat zdałam sobie sprawę, że literatura piękna to najbliższa mi forma sztuki i ekspresji. Od tego momentu znaczną część mojego życia wypełniają książki i tomiki oraz pisanie wierszy, esejów, dzienników… Niedawno spełniłam swoje marzenie, zakładając klub książki, którego prowadzenie pozwala rozmawiać o literaturze z innymi. W sposób naturalny przyszedł też czas na blog – otwarcie szuflady, w której zdążyłam nazbierać wiele cennych słów. Po co je tam ukrywać? Niech wyjdą na światło dzienne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *