„Nie bądźmy z milczenia”, apeluje autor wspomnień pt. Dom z dwiema wieżami

Na okładce: Lila i Oskar, rodzice autora, 1949

„Cały jestem z tego milczenia”, przedstawia się na początku autobiograficznej powieści Dom z dwiema wieżami (2018) autor Maciej Zaremba Bielawski. Czytanie tej książki to stopniowe wypełnianie owego milczenia. Krok po kroku odsłania się przed czytelnikiem szeroka i spójna panorama dziejów rodziny pisarza, a także zarysowują się rozdziały z trudnej historii Polski XX wieku. Po raz kolejny jesteśmy więc zmuszeni przetrawić tę historię, podczas gdy najłatwiej ją wyprzeć albo zignorować. Czytamy m.in. o położeniu polskich Żydów w przedwojennej Galicji; o Romanie Dmowskim, głównym ideologu polskiego nacjonalizmu, który łączył Polaków, nastawiając ich przeciw mniejszościom narodowym; o zdradach naszych rodaków i ich kolaboracji z Niemcami; o Marcu ‘68, kiedy wielu polskich Żydów musiało opuścić swój kraj. Ale Dom z dwiema wieżami to nie sucha, faktograficzna opowieść. Książka powstała raczej z wewnętrznej potrzeby, by odkryć własną przeszłość, zrozumieć ją i zapisać. Z potrzeby przerwania milczenia.

Co charakteryzuje i wyróżnia tę powieść, to jej styl. Wspomnień Bielawskiego nie czyta się łatwo. Na samym początku można wręcz zniechęcić się niedosłownością i enigmatycznością niemal każdego fragmentu. Cyzelując nawet najkrótsze zdanie, Bielawski tworzy prozę, która graniczy z poezją. Każdy ustęp należy czytać uważnie i do końca – dopiero wtedy wyjaśnia się początek i tekst staje się zrozumiały. Gdy po kilku stronach przyzwyczajamy się do tej formy ekspresji, książka zaczyna pochłaniać nas bez reszty. Nostalgiczny, melancholijny sposób pisania powoduje, że czytając Dom z dwiema wieżami, czujemy się jak w starym kinie. Przed nami wyświetla się niemy czarno-biały film. Z rozchwianego i migocącego obrazu staramy się ułożyć całość.

„Teraz wiem o nich więcej, niż oni wiedzieli o sobie nawzajem. Tę historię opowiadam dla nich”, pisze Maciej Bielawski z myślą o swoich rodzicach, Oskarze Bielawskim (ur. 1891) i Lili z domu Immerdauer (ur. 1920). Autor, po przeprowadzeniu rzetelnych badań nad losami swojego kraju i rodziny, przedstawia Oskara i Lilę jako osoby urodzone w określonym momencie dziejowym. Poznając głównych bohaterów, uczestniczymy w fascynującej lekcji historii i zdajemy sobie sprawę do jakiego stopnia każdy z nas jest dzieckiem swoich czasów i jedynie małą cząsteczką w rękach tajemniczej i potężnej bogini Ananke, symbolizującej to, co konieczne i nieuniknione.

Oskar Bielawski, ojciec autora, silna i charyzmatyczna postać, jest głównym bohaterem książki. To właśnie Oskar zajmuje najwięcej miejsca w wyobraźni Macieja. Widzą się po raz ostatni w 1969 roku, kiedy osiemnastoletni Maciej musi wyemigrować do Szwecji. W powieści wyraźnie czuć fascynację syna ojcem, narrator chętnie odmalowuje nietuzinkową postać Oskara Bielawskiego. Przede wszystkim przedstawia go jako „prawdziwego Polaka”. „Oskar jest Polską”, pisze, mając na myśli Polskę idealną, czyli daleką od takiej, jaką jest naprawdę. Polskę tolerancyjną, otwartą, mądrą, dumną. Oskar występuje tu więc jako symbol polskości, w dobrym i otwartym znaczeniu tego sformułowania.

Urodzony pod koniec XIX w. Oskar widział i przeżył niemało: brał udział w czterech wojnach, pracował w szpitalach wojskowych, ściskał dłoń marszałka Piłsudskiego, a II wojnę światową spędził w obozie jenieckim, tzw. oflagu. Ustrój ludowo-socjalistyczny przyniósł mu złożone doświadczenia: wielką miłość do młodej i pięknej Żydówki Lili, ale też koniec kariery postępowego lekarza psychiatry, kariery niezwykłej, będącej najważniejszym osiągnięciem w jego życiu. Nie pozostaje bez znaczenia szlacheckie pochodzenie Oskara, które nieraz mu sprzyjało, lecz także generowało poczucie wyobcowania. Fakt, że wywodził się z ziemiaństwa, dawał mu siłę, jednakże siła ta nie służyła mu po to, żeby wynosić się nad innych lub zamykać we własnych kręgach, a raczej dawała mu poczucie zakorzenienia i wiarę we własną wartość. Takie osoby nie boją się, nie mają więc potrzeby dominacji czy poniżania innych. Oskar wyróżniał się też swoją niezależną naturą i ponadprzeciętnym intelektem. Myślał samodzielnie i autonomicznie. Najtwardsze nawet represje ze strony władz nie były w stanie wpłynąć na jego poglądy i godność. Wielkie znaczenie odgrywały w jego życiu książki, które zaważyły nawet na wyborze profesji. To dzięki nim został lekarzem, praktykującym nowoczesną i progresywną psychiatrię, oraz zarządcą szpitala dla nerwowo chorych. Szpital zresztą wolał określać mianem „sanatorium” lub „kurortu”, a pacjentów widział jako swoich „kuracjuszy”. Mimo to los okazał się mało łaskawy również dla niego. Ten wyjątkowy i wybitny człowiek umarł samotnie w 1973 roku w Warszawie, odrzucony przez własny kraj i skłócony z rodziną, z dala od żony Lili i trzech synów.

Lila zaistniała w życiu niemal sześćdziesięcioletniego Oskara Bielawskiego tuż po wojnie, w 1946 roku. Jej pojawienie się było czymś pięknym, ale też fatalnym. Żadne z nich nie przypuszczało, że ich namiętny związek jest z góry skazany na porażkę. W Domu z dwiema wieżami Maciej stara się zrozumieć, co połączyło Lilę i Oskara, i co po ponad dwóch dekadach doprowadziło do ich gwałtownego rozstania. Nie da się ukryć, że winą za rozpad rodziny autor obarcza również matkę, osobę wyraźnie poszkodowaną przez los. Jednocześnie nie powstrzymuje się też przed oskarżaniem polskiego społeczeństwa, które ją, i wielu jej podobnych, skrzywdziło. Pisze wprost: „(…) w 1968 roku towarzysz Gomułka rujnuje naszą rodzinę”.

Stosunek autora do matki jest mniej jednoznaczny niż jego podejście do ojca. Przez tekst przebija się złość. W dzieciństwie Maciej czuł bowiem niedosyt matczynej miłości. Lila chciała jak najprędzej posłać go do przedszkola, a na przykład na wycieczce do Krakowa, podczas której zwiedzali też Oświęcim, była oschła, zła i zamykała się w sobie. Autor stawia tezę, że Lila uwiodła Oskara, „prawdziwego Polaka”, przede wszystkim po to, by móc uwolnić się od własnej tragicznej historii – historii Żydówki z przedwojennej, wojennej i powojennej Polski. Jej losy poznajemy bardzo dokładnie. Doświadczała „polskiego antysemityzmu” na każdym etapie swojego życia: była bita przez ojca, sędziego Izaaka, który dawał upust własnym frustracjom (był szykanowany ze względu na pochodzenie); ledwie uszła z życiem podczas wojny; nie dopuszczono jej na studia medyczne (numerus nullus); pozbawiono ją zawodu lekarza; była prześladowana i nękana przez organy bezpieczeństwa; została wygnana z Polski po wydarzeniach Marca ’68. Wszystko to z powodu niewłaściwego pochodzenia. Opisane wyżej przeżycia mogą poniekąd usprawiedliwiać uparte i bezkompromisowe dążenie bohaterki do ucieczki od swoich korzeni. Trudno jednak zrozumieć starania Lili, by Oskar rozwiódł się z pierwszą żoną, z którą miał dwójkę dzieci, i tym samym odsunął się od własnej rodziny. „Tak się zaczyna ich dola (…)”, tłumaczy autor, próbując rozwikłać tajemnicę swoich rodziców. „Mężczyzna zdradza swoje plemię dla obcej kobiety i zostaje wyrzutkiem”. Po dwudziestu latach ponownie zostanie wyrzutkiem, gdy z powodu sędziwego wieku i ze względów patriotycznych nie zdecyduje się na wyjazd za granicę z Lilą i synami.

Miłości Lili i Oskara towarzyszy więc konflikt. To niełatwe połączenie Polaka patrioty z Żydówką, pragnącą nade wszystko wyrzec się własnej historii. Oskar, kiedy zadurza się w niej – kobiecie ponętnej, uwodzicielsko palącej papierosa – nie dostrzega targających nią demonów. Z czasem jednak to one sprawią, że oboje staną się życiowymi rozbitkami. On – wyrzucony przez rodzinę i z racji urodzenia źle widziany w kraju pod rządami Gomułki, ona – od zawsze prześladowana jako Żydówka, czująca się w Polsce obco. Kiedy się poznają, nie wiedzą, oczywiście, że uczucie nieprzynależności odziedziczy po nich również syn. Do dziś Maciej nie umie poradzić sobie z tym, że jako młody chłopak został zmuszony na zawsze opuścić swój kraj. „Jak mogłaś, Mamo?” pyta syn, któremu przypadł los uchodźcy.

Maciej Zaremba Bielawski, który urodził się w 1951 roku, to obok swoich rodziców trzeci główny bohater książki. W swoich wspomnieniach, szczególnie tych z okresu dorastania, odmalowuje realia Polski Ludowej. Pierwsze retrospekcje pochodzą z małego miasta Kościan pod Poznaniem, gdzie autor spędził dzieciństwo. Wraz z rodzicami zamieszkiwali wówczas dyrektorski apartament w szpitalu prowadzonym przez Oskara (w tytułowym domu z dwiema wieżami). Poetycka proza, jaką stosuje autor, by przywołać kilka scen z wczesnego okresu życia, odzwierciedla naturę ludzkiej pamięci i wspomnień – jest fragmentaryczna, niechronologiczna, oniryczna. Autor opisuje też Poznań, dokąd przeniósł się z rodzicami na początku lat 60. Zamieszkali w dzielnicy robotniczej, w „ponurym budynku, w którym czuć uryną”. Maciej spędził więc kilka lat młodości w dzielnicy chuligańskiej, skąd wyniósł jednak niejedną żywą reminiscencję, na przykład wspomnienie brawurowych przejazdów po zewnętrznej stronie wagonów tramwajów albo wspomnienie pierwszych dżinsów z ciężkiego płótna żeglarskiego. W wieku piętnastu lat przeprowadził się do Warszawy, skąd dobrze pamięta m.in. przyjazd członków zespołu The Rolling Stones do stolicy Polski w 1967 roku oraz zamieszki marcowe na Krakowskim Przedmieściu. Tłum studentów, pałki, gaz łzawiący, bicie z furią… – to jedna z ostatnich i najbardziej wstrząsających scen, którą zobaczył w Polsce.

Czytając książkę, nie mogłam nadziwić się, do jakiego stopnia w siedemdziesięcioletnim dziś mężczyźnie, mieszkającym od dawna poza Polską, tkwią sceny z okresu dzieciństwa i dojrzewania. Już jego najwcześniejsze reminiscencje z Kościana są nader sugestywne. Wiążą się z niepozornymi fragmentami rzeczywistości, jak wielki park, aleja wysadzana starymi lipami, drzewo czy peleryna. Powieść pokazuje jednak, że ludzka pamięć jest jeszcze głębsza i że nosimy w sobie doświadczenia przodków. „Często mam wrażenie, jakbym żył o wiele dłużej niż żyłem naprawdę”, zwierza się autor.

Opublikowane przez Martyna Sarnowska

Nazywam się Martyna Sarnowska. Urodziłam się w 1985 roku w Gdyni. Przez sześć lat studiowałam historię sztuki i edukację artystyczną we Francji, w Anglii i USA. Jednak dopiero podczas ostatniego roku studiów odkryłam zamiłowanie do literatury pięknej, poezji i do pisania. W wieku dwudziestu pięciu lat zdałam sobie sprawę, że literatura piękna to najbliższa mi forma sztuki i ekspresji. Od tego momentu znaczną część mojego życia wypełniają książki i tomiki oraz pisanie wierszy, esejów, dzienników… Niedawno spełniłam swoje marzenie, zakładając klub książki, którego prowadzenie pozwala rozmawiać o literaturze z innymi. W sposób naturalny przyszedł też czas na blog – otwarcie szuflady, w której zdążyłam nazbierać wiele cennych słów. Po co je tam ukrywać? Niech wyjdą na światło dzienne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *