Majową porą
Zza burzowo lśniących chmur wyszło słońce.
Rozświetliło soczystą zieleń krzewów bzu.
Szłam uliczką, lekko i radośnie.
Wszystko wokół wydawało się piękne i w zgodzie ze mną.
Nagle… mignęła osoba,
przez którą zgasły promienie.
Odczytałam na telefonie wiadomość,
by poczuć powiew chłodnego wiatru.
I dał się we znaki ten śmieszny lęk,
na tyle silny, by mnie paraliżować.
A kiedy weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi,
lunęło.
Gdynia, maj 2025