Granica (1935), Panny z Wilka (1933) i Cudzoziemka (1936), czyli słowo o literaturze lat trzydziestych

fot. Andrzej Święch

W latach trzydziestych XX wieku, kiedy na świecie pojawiały się takie literackie arcydzieła jak Kiedy umieram Williama Faulknera, Nowy wspaniały świat Aldousa Huxleya, Grona gniewu Johna Steinbecka czy Mistrz i Małgorzata Michaiła Bułhakowa, w Polsce również nie brakowało świetnych tytułów. Najbardziej znanymi rodzimymi powieściami tego okresu są Noce i dnie Marii Dąbrowskiej oraz Ferdydurke Gombrowicza. Ja natomiast sięgnęłam ostatnio po nieco już zapomniane: Granicę Zofii Nałkowskiej, Panny z Wilka Jarosława Iwaszkiewicza i Cudzoziemkę Marii Kuncewiczowej. Mimo że są te książki dziś rzadko czytane, wciąż warto do nich wracać. Mnie pozwoliły dokonać nowych odkryć literackich, doznać olśnień i zachwytów.

Przenosząc się na chwilę w lata trzydzieste, warto wziąć pod uwagę szerszy obraz tamtych czasów. Ludzie żyli wtedy przede wszystkim w strachu. Jeszcze pamiętali pierwszą wojnę światową i ze zgrozą obserwowali rozwój wypadków na arenie międzynarodowej. We Włoszech panował Mussolini, w ZSRR Józef Stalin, a w Niemczech coraz bardziej prawdopodobne stawało się dojście do władzy Adolfa Hitlera. Miało się poczucie, jakby ziemia usuwała się spod nóg. Było to spowodowane także wielkim kryzysem gospodarczym, który objął nie tylko Stany Zjednoczone, ale cały kapitalistyczny świat. To wszystko nadało latom trzydziestym pesymistycznego, a nawet katastroficznego charakteru. W Polsce, po niedawno odzyskanej niepodległości, zaczęto niepokoić się rosnącymi w siłę sąsiadami, z czym wiązała się groźba ponownej utraty suwerenności.

Mimo tragicznej sytuacji dziejowej sztuka i literatura wciąż rozwijały się, by odpowiednio wyrażać to, co działo się na świecie, i co w związku z tym odczuwali ludzie. W sztuce lat trzydziestych dominował realizm, który odzwierciedlał problemy społeczne, polityczne i ekonomiczne epoki. Tu mogą się nasunąć realistyczne obrazy Edwarda Hoppera, przypominające kadry filmowe, albo rezonujące z otaczającą rzeczywistością katastroficzne obrazy Otto Dixa lub Pabla Picassa (choćby Guernica). Równolegle panował modernizm, czyli nurt skupiony na przedstawianiu złożoności świata. Formą wyrazu stały się m.in. groteska i karykatura (choćby malarstwo Witkacego), a w architekturze geometryzujący styl art déco (np. Empire State Building w Nowym Jorku). Tendencje realistyczno-modernistyczne występowały również w literaturze lat trzydziestych. Dostrzegłam je także w książkach ostatnio przeze mnie przeczytanych.

Realizm Nałkowskiej

Granica Zofii Nałkowskiej to proza, która w sposób realistyczny obrazuje lata przedwojenne w Polsce. Czytając tę książkę, można wyobrazić sobie na przykład, jak podzielone było społeczeństwo i jak wielkie różnice istniały między życiem ówczesnej biedoty a zdeklasowanej szlachty. Ukazana została także formująca się wtedy i rosnąca w siłę inteligencja. Czytelnik śledzi losy głównego bohatera Zenona Ziembiewicza – od czasów jego beztroskiej, niewinnej młodości po wiek średni, kiedy to Ziembiewicz wikła się w problemy osobisto-zawodowe. W Granicy autorka dokonuje wiwisekcji ówczesnego społeczeństwa, ale i dokładnej analizy natury człowieka, dążąc do jak najwierniejszego oddania prawdy. Bohaterów opisuje głównie w ich relacji z innymi, jakby zakładając, że jednostka powinna, a nawet musi być sądzona w szerszym kontekście.

Wyraźnym przesłaniem Nałkowskiej, jakie wybrzmiewa w Granicy, jest to, że człowiek nie jest niepowtarzalną i niezależną indywidualnością, a raczej częścią tego, co kolektywne. Świadczą o tym następujące cytaty: „Wszelka indywidualna niezależność to jest złudzenie” albo „(…) to, czym jesteśmy dla ludzi, jest ważniejsze niż to, czym jesteśmy we własnych oczach”. W zgodzie z tą tezą autorka opisała swoich bohaterów – nie tylko z ich własnych perspektyw, ale również z perspektyw osób dookoła. Nałkowska – pisarka i filozofka – pochyliła się nad ludzkim losem ze współczuciem, uznając człowieka za nieoderwalnie zależnego od schematyzmu życia. Zenon Ziembiewicz to postać tragiczna, która mimo swoich indywidualnych pragnień i postanowień ostatecznie pada ofiarą czynników zewnętrznych. Z wiekiem Zenon staje się coraz bardziej związany przez los. Pod koniec powieści zwraca się do żony takimi słowami: „Można być tylko tym, czym się jest, moja droga – nic więcej nie można”. Muszę przyznać, że czytając tę książkę dzisiaj, na początku XXI wieku, kiedy skupienie na tym, co indywidualne, jest ogromne, a egocentryzm stanowi postawę dominującą, spojrzenie Nałkowskiej wydało mi się istotne, ciekawe i paradoksalnie świeże. Autorka przypomina, że jesteśmy częścią czegoś większego.

fot. Andrzej Święch

Nałkowska widziała porządek świata jako określony przez granice (stąd, oczywiście, tytuł książki). Tych dostrzegała wiele: granice dzielące klasy społeczne; granice między tym, co indywidualne, a tym, co kolektywne; granice między dążeniami człowieka a wpływającą na niego rzeczywistością; granice poznania; granice moralne… Autorka nie pisze jednak o nich wprost. Będąc wrażliwą nie tylko na losy ludzi, ale i zwierząt, świetnie przedstawia problem granicy w scenie ukazującej przywiązanego do budy podwórkowego psa Fitka:

„Fitek rzucał się w pogoń za Lulu, biegł chwilę, zapominając o swym losie – i nagle, poderwany łańcuchem, stawał na dwóch łapach, charcząc i przebierając przednimi w powietrzu. Nigdy nie pamiętał, gdzie kończą się jego życiowe możliwości, i za każdym razem było to dla niego niespodzianką”.

Kwestię granic społecznych symbolizuje w powieści kamienica pani Kolichowskiej, z którą związanych jest kilkoro głównych bohaterów. Kamienica podzielona została na piętra i mieszkania zajmowane m.in. przez „niesforny żywioł miejskiej nędzy”, zajmujący piwnicę. Centralny punkt domu stanowi salon zarządczyni, pani Kolichowskiej, nazwany też „rupieciarnią” lub „fragmentem muzealnym z ostatnich lat dziewiętnastego stulecia”. Lokatorzy określani są jako „ludzie podziemi” lub „ludzie nawierzchni”, i to właśnie z Granicy pochodzi znany cytat: „co dla jednych jest podłogą, dla innych staje się sufitem”.

Nałkowska bardzo sugestywnie, wręcz naturalistycznie obrazuje nędzę i biedę, jakie panowały w Polsce w czasach przedwojennych. Dziś o tak złych warunkach bytowania nie czyta się często, gdyż poziom życia w Polsce znacznie wzrósł. Jednym z bardziej przejmujących fragmentów powieści jest rozdział dziewiąty, w którym umiera drugoplanowa bohaterka, kucharka Karolina Bogutowa. W życiu oprócz pracy i córki Justyny nie miała nic, żadnych oszczędności, przyjaciół ani rodziny.

„Na cmentarzu znów się Justynie przykro zrobiło, że nawet nie ma księdza. [Karolina Bogutowa] całe życie pracowała, a wszystkiego cztery osoby stoją, jak ją kładą do grobu. Tamci wszyscy, co im gotowała, czy choćby nawet o niej pomyśleli? Nikt. Mogła sobie umrzeć, jak sobie wzięli drugą. Lepiej, że człowiek nie wie, jaki ma pogrzeb”.

Warto tę lekturę przeczytać pod kątem stylu. Nałkowska, świetna obserwatorka życia społecznego, potrafi przeniknąć przez jego mechanizmy i opisać je nie tylko dokładnie, ale z dystansem, poczuciem humoru i ironią. Jednym z moich ulubionych fragmentów książki jest pochodzący z rozdziału trzeciego opis imienin pani Cecylii Kolichowskiej. To scena ukazująca coroczne spotkanie starszych dam, „czarownic”, „wiedźm”, które, siedząc w salonie solenizantki, przy torcie, kawie i winie porzeczkowym, omawiają życiowe sprawy. Ta kunsztownie odmalowana uroczystość w sposób symboliczny, poetycki i zabawny przedstawia przemijanie czasu i portretuje nieuchronną starość. Nałkowska potrafi na wiele sposobów unaocznić gorzką prawdę powolnego odchodzenia. Granica to książka realistyczna w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Poetyckość Iwaszkiewicza

Z latami trzydziestymi XX wieku może kojarzyć się nam również opowiadanie Jarosława Iwaszkiewicza Panny w Wilka. Podczas gdy Granica stanowiła próbę przeniknięcia w ówczesne polskie społeczeństwo, Panny z Wilka to wiwisekcja przeżyć pojedynczego człowieka, żyjącego w latach międzywojennych. W opowiadaniu śledzimy losy niemal czterdziestoletniego Wiktora Rubena, który nagle pod wpływem choroby powraca do miejsca i do ludzi, z którymi spędził niezapomniane chwile piętnaście lat wcześniej tuż przed pierwszą wojną światową. Wiktor wraca z Warszawy, gdzie pracuje, na wieś do swojego rodzinnego domu w Rożkach, sąsiadującego z dworem o nazwie Wilko. Wilko zamieszkuje sześć kobiet, w towarzystwie których dwudziestoletni Wiktor doświadczył pamiętnych przedwojennych wakacji.

Opowiadanie to nie tylko przenosi nas w czasie, ale też mówi o czasie. Tutaj przemijanie przestaje być chronologiczne czy linearne, a staje się zależne od przeżyć człowieka. Wiktor pamięta czasy, których doznał najintensywniej. Lata dorosłości i dojrzałości wydają mu się nieciekawe i mdłe w porównaniu do lata 1914 roku: „(…) tamte czasy, kiedy chodził lub jeździł tą szosą »do wujostwa«, pamięta lepiej niż zdarzenia dzisiejszego dnia”. Wraca po latach, aby na nowo doświadczyć tamtych wakacji, ale nie jest już w stanie odtworzyć zdarzeń – zmieniły się panny z Wilka, i on sam się zmienił. Opowiadanie hołduje maksymie „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”. Wiktor inaczej już postrzega Rożki, Wilko i intrygujące go kiedyś kobiety – domy zmalały, kobiety postarzały się, Fela umarła…

fot. Andrzej Święch

W opowiadaniu marginalnie wspomniana jest również pierwsza wojna światowa, w której Wiktor brał udział. Był to dość długi okres, którego bohater wolałby nie pamiętać, bo łączą go z nim złe wspomnienia i traumy. Często ni stąd ni zowąd przypominają się Wiktorowi krwawe sceny wojenne, od których trudno jest mu się uwolnić. W opowiadaniu czas ulega rozbiciu, jest rozdarty, trudny do uchwycenia i ułożenia w oś.

Panny z Wilka są też opowieścią o dorosłości. Wiek średni Wiktora przyrównany jest tu do punktu zwrotnego w lecie, kiedy to w powietrzu czuje się powoli nadchodzący schyłek: „Poczuł, patrząc na niemoc przyrody, że nie przezwycięży ona jesieni, i sam w sobie odczuł ów brak oporu, który decydował o przełomie lata”. Wiktor, powracając do Wilka, uczy się ważnej lekcji, którą człowiek najczęściej odrabia właśnie w wieku średnim: musi pogodzić się z faktem, że przemijanie jest nieuchronne, życie zmienne i ulotne, że wszystko podlega ciągłemu procesowi rozkładu. Iwaszkiewicz zdaje się mówić, że, aby żyć chwilą obecną, należy otworzyć się na wrażenia zmysłowe, i właśnie takich wrażeń dostarcza czytelnikowi w opowiadaniu.

Bohater dobrze pamięta lato, kiedy miał dwadzieścia lat, ponieważ było one przesycone młodzieńczym erotyzmem: „Nigdy w życiu Wiktor nie zapomni tego wrażenia, jakiego doznał poczuwszy pod dłońmi skórę tej dziewczyny. (…) Wiktor czuł takie natężenie wszystkich sił erotycznych w sobie, że ogarniał go jakiś bolesny zachwyt, każde przesunięcie ręką po ciele Julci przyprawiało go prawie o omdlenie”. Panny, które witają Rubena po latach na nowo, to symbol owej minionej namiętności, ale i odzwierciedlenie wielowymiarowości natury bohatera – każda z kobiet oddziałuje na Wiktora inaczej, daje mu co innego, co innego w nim wyzwala. Nie ma więc jednej określonej definicji miłości, miłość ma wiele twarzy. Co najbardziej dziwi Wiktora po powrocie do Wilka, to to, że panny również o nim pamiętają: „(…) ja, który byłem przekonany, że moja osoba przeszła przez Wilko jak cień. I dlatego nie starałem się przypomnieć, myślałem, że nikt tu o mnie nie pamięta”.

Narracja ma u Iwaszkiewicza wydźwięk modernistyczny. Mimo że prowadzona jest w trzeciej osobie, relacjonuje „strumień świadomości” głównego bohatera. Czytelnik jakoby wchodzi do jego wnętrza, do środka myśli i emocji, które ulegają częstej zmianie, są chwiejne i zależne od wibracji najdrobniejszych zdarzeń. Psychika człowieka jest złożona i szalenie indywidualna, nie da się jej zamknąć w ramach. Właśnie tę prawdę odkrywali ludzie międzywojnia, kiedy nauka o psychologii człowieka nabierała dużego tempa, a jej żyjącym wówczas symbolem był twórca psychoanalizy Zygmund Freud (1856 –1939).

Panny z Wilka to książka-perełka. Jakby zaledwie szkic literacki, a jednak pozycja niezwykle wymowna – poetycka, nostalgiczna, refleksyjna. Myślę, że dziś także łatwo utożsamić się czytelnikowi z Wiktorem Rubenem i jego przeżyciami: brakiem możliwości uchwycenia dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości, trudnością godzenia się z przemijaniem czy tęsknotą za intensywnością wrażeń.

Teatralność Kuncewiczowej

Powieść, która równie głęboko analizuje psychikę człowieka, to Cudzoziemka Marii Kuncewiczowej. Osobiście uważam tę książkę za arcydzieło na miarę Pani Dalloway Virginii Woolf – w obu przypadkach akcja rozgrywa się w ciągu jednego dnia i dotyczy przeżyć wewnętrznych głównej bohaterki. Niestety Cudzoziemka nie jest dziś szeroko czytana czy inscenizowana, a przecież mogłaby posłużyć za świetny scenariusz teatralny.

fot. Andrzej Święch

Książka przedstawia ostatni dzień z życia Róży Żabczyńskiej, sześćdziesięcioletniej kobiety, która, wracając wspomnieniami do najważniejszych wydarzeń swojego życia, dokonuje przewartościowania dotychczasowych przekonań i postaw. Róża urodziła się w Rosji w Taganrogu, skąd jako nastolatka została „wyrwana” przez ciotkę i zabrana do Warszawy. Opiekunce zależało przede wszystkim na muzycznej edukacji Róży, na posłaniu jej do warszawskiego konserwatorium w celu nauki gry na skrzypcach. Będąc w Polsce, w wieku szesnastu lat Róża poznaje miłość swojego życia, Michała Bądskiego, którego – tak jak miasto Taganrog – będzie żywo, ale i desperacko wspominała do końca swoich dni. Tęsknota za dzieciństwem w Rosji i za pierwszą niespełnioną miłością będzie towarzyszyła Róży przez całe dorosłe życie i czyniła z niej osobę zgorzkniałą, nie potrafiącą żyć „tu i teraz”, wciąż tylko oglądającą się za przeszłością. Po stracie Michała Róża kieruje się złymi uczuciami wobec Polski i mężczyzn – źródeł jej głębokiego nieszczęścia. Nawet założenie nowej rodziny i funkcjonowanie w niej przez czterdzieści lat nie pomaga Róży oderwać się od tego, co dawno minione.

Dopiero niepozorna wizyta u doktora Gerhardta uzmysławia Róży, jak dużo drzemie w niej smutku i cierpienia. Doktor badanie zaczyna od pytania, czy Róża jest zadowolona ze swojego życia. To pytanie na początku ją rozdrażnia, ale szybko okazuje się wyzwalające. Gerhardt nachyla się nad pacjentką, by wsłuchać się w jej serce, i radzi nie gniewać się i nie złościć. Potem mówi jej komplement, dokładnie taki, jaki kiedyś usłyszała od Michała Bądskiego. Wizyta ta w całej pełni porusza Różą, i wyzwala w niej szczęście, budzi ją z „czterdziestu pustych lat”, daje jakoby zbawienie. Na naszych oczach w ciągu jednego dnia, ostatniego dnia jej życia, z kobiety nerwowej, wyniosłej, nieszczęśliwej, Róża staje się potulna, wyrozumiała i dobra. W końcu bohaterka zaczyna dostrzegać najważniejsze życiowe wartości; przestrzega swoją córkę Martę przed gniewem i żalem, a także przypomina, żeby pamiętać o uśmiechu.

„Córeczko moja! Oto z czym ja do ciebie dziś przychodzę: zapomnij nauk moich ponurych! Ani ambicja, ani sztuka, ani podróże, ani bogactwo – uśmiech jest niezbędny do życia. Taki uśmiech, który z sytego serca płynie.”

Róża mówi też córce, że, aby być naprawdę dobrą śpiewaczką, trzeba kochać i po prostu być człowiekiem. Róża nigdy nie była w stanie zaśpiewać swej ulubionej pieśni, ponieważ, jak uzmysłowiła sobie zbyt późno, nosiła pustkę w sercu.

Cudzoziemka to kolejna pozycja z czasów przedwojennych, którą warto sobie odświeżyć. Granica rzuca światło na to, jak żyło się ludziom przed wojną w Polsce i ukazuje człowieka od strony moralnej jako cząstkę społeczeństwa, uzależnioną od wielu niewidocznych, wewnętrznych i zewnętrznych granic; Panny z Wilka to nostalgiczne opowiadanie o czasie, które pozwala nam wejść w skórę melancholijnego czterdziestolatka. Cudzoziemka z kolei przypomina, że, chcąc obudzić się do życia, nie należy żyć tylko wspomnieniami.

Opublikowane przez Martyna

Witam! Dziękuję, że odwiedzasz mój blog. Nazywam się Martyna Sarnowska. Urodziłam się w 1985 roku w Gdyni. Przez sześć lat studiowałam historię sztuki i edukację artystyczną we Francji, w Anglii i USA. Jednak dopiero podczas ostatniego roku studiów odkryłam zamiłowanie do literatury pięknej, poezji i do pisania. W wieku dwudziestu pięciu lat zdałam sobie sprawę, że literatura piękna to najbliższa mi forma sztuki i ekspresji. Od tego momentu znaczną część mojego życia wypełniają książki i tomiki oraz pisanie wierszy, esejów, dzienników… Niedawno spełniłam swoje marzenie, zakładając klub książki, którego prowadzenie pozwala rozmawiać o literaturze z innymi. W sposób naturalny przyszedł też czas na blog – otwarcie szuflady, w której zdążyłam nazbierać wiele cennych słów. Po co je tam ukrywać? Niech wyjdą na światło dzienne.

1 comments on “Granica (1935), Panny z Wilka (1933) i Cudzoziemka (1936), czyli słowo o literaturze lat trzydziestych”

  1. Po raz kolejny przeczytałam tekst bloga autorstwa Martyny Sarnowskiej. Jest on jak zwykle ciekawy, trafny i przejrzysty w swojej formie. Martyna w swojej pracy pisarskiej zawarła to wszystko, co dla czytelnika jest najważniejsze. Autorka ma dar przekazywania zainteresowanym trafnych komentarzy, oraz ujmowania sensu treści w najistotniejsze ramy. Świetne komentarze i „ podpowiedzi” dla chcących czytać prawdziwie wartościową literaturę. Ma ona ciekawy styl pisarski. Nie ingeruje swoimi opiniami w indywidualny odbiór czytelnika, ale delikatnie naprowadza go na istotne sprawy poruszane w książkach, przedstawiając krótki rys historyczny,jak i ten z dziedziny sztuki, oraz kultury. Jednym słowem jest świetnym przewodnikiem po literaturze w ogóle. Tym razem Martyna wzięła na warsztat trzy wybitne pozycje. Wszystkie pamietam ze szkolnej ławy. To były nasze obowiązkowe lektury. I bardzo dobrze. Jakże ich treści wzbogacały nasze młode wówczas umysły. Były niczym cenne przewodniki po cieniach i blaskach ludzkiej egzystencji. Czyniły nas mądrzejszymi i dojrzalszymi. „Granica”, „Panny z Wilka” i „ Cudzoziemka”. Te trzy pozycje reprezentują modernizm- nurt skupiony na przedstawieniu złożoności świata.
    W „Granicy” zapoznajemy się ze światem podziałów społecznych. Dawne podziały społeczne przekształciły się dzisiaj w podziały polityczne. Nałkowska analizując naturę człowieka, jawi się nam jako psycholog, socjolog, filozof. Człowiek i jego egzystencja mają wyznaczone granice. Zauważa też, że „ człowiek nie jest niepowtarzalną i niezależną indywidualnością. W dzisiejszych czasach dąży się do czegoś wręcz przeciwnego. Niestety, to złudne nadzieje. Jesteśmy na tyle indywidualistami, na ile pozwalają nam okoliczności i możliwości. „ Schemat życia, los człowieka, zawsze ten sam konflikt intelektualny”. Samo życie wyznacza nam granice. Tych granic jest bardzo dużo i tylko w niewielkim stopniu mamy wpływ na ich pokonywanie.
    „ Panny z Wilka”, Jarosława Iwaszkiewicza- wspaniała, nostalgiczna opowieść. Poetycka i refleksyjna. Jej przesłanie dotyczy wartości ponadczasowych, ponieważ dotyczy ludzi ze wszystkich pokoleń. „Powroty” do lat młodości, i nasza obecna dojrzałość, to nieodłączne elementy ludzkiej egzystencji. Bardzo ciekawy i istotny element życia człowieka, jak podkreśla Martyna.
    „ Cudzoziemka” Marii Kuncewiczowej, to kolejna pozycja analizująca ludzką psychikę. Martyna bardzo rzetelnie i konsekwentnie podchodzi do problemów skomplikowanej natury człowieka. Ostatni dzień życia Róży. Podsumowanie życia. Tęsknota za dzieciństwem, młodością i miłością. Często spotykamy się z brakiem akceptacji wyborów, bo los chciała inaczej. To on wybiera nasze ścieżki życiowe, zwłaszcza w trudnych czasach. Szukając odpowiedzi na egzystencjalne pytania i chcąc przywrócić właściwe proporcje naszego pragnienia i dążenia do szczęścia, musimy „ pozbyć się pustki w sercu”, „ być człowiekiem”, a co najważniejsze „ nie żyć tylko wspomnieniami. Oto mądre, słuszne i nieodzowne wnioski, które wyciągnęła autorka z tych trzech arcydzieł polskiej literatury. Na koniec muszę dopisać, że zachwyciła mnie oprawa artystyczna tekstu Martyny Sarnowskiej. Piękne i subtelne zdjęcia. Odznaczają się one dużą urodą poetycką.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *