
Dawno nie czytałam z tak żywym zainteresowaniem. Saturn (2011) Jacka Dehnela, fikcyjna opowieść o hiszpańskim malarzu Franciscu Goi (1746 – 1828), zdołała przenieść mnie w najdroższe mojemu sercu rejony. Dzięki tej oryginalnej historii zagłębiłam się w bliską mi dziedzinę, a do tego lektura dostarczyła mi niezwykłych doznań literackich. Saturn odznacza się bowiem wielkim kunsztem językowym. W rewelacyjnym dziele współczesnego pisarza i malarza Jacka Dehnela (ur. 1980) połączyły się literatura i malarstwo. Książka skłoniła mnie też do ponownych odwiedzin jednego z moich ulubionych muzeów, National Gallery w Londynie, gdzie tym razem zatrzymałam się przed kilkoma obrazami Goi.
Saturn nie jest typową powieścią biograficzną. To wyobrażeniowe przedstawienie postaci malarza i jego codzienności z perspektywy trzech osób – jego samego, jego syna Javiera i wnuka Mariano. Każdy z tych punktów widzenia jest inny, dzięki czemu Goya jawi się jako postać wielowymiarowa i skomplikowana, bardziej prawdziwa. Powieść Dehnela nie jest linearna, a raczej ukazuje nam sceny z życia artysty i jego rodziny. Goyę poznajemy przede wszystkim prywatnie w roli ojca, dziadka i męża. Jako malarza widzimy go od strony warsztatowej, nie salonowej czy dworskiej. Mimo że książka nie jest wyczerpującą biografią ani systematycznym opisem najważniejszych dzieł, intensywnie pobudza ciekawość czytelnika, tak, że odczuwa on potrzebę poszerzenia wiedzy o artyście i historii Hiszpanii przełomu XVIII i XIX wieku. Gdybym prowadziła seminarium o sztuce Francisca Goi, w pierwszej kolejności poprosiłabym uczniów o przeczytanie właśnie Saturna, by mogli zgłębić tę postać.
A czego ja, po kilkutygodniowym obcowaniu z lekturą, dowiedziałam się o Goi? Oglądając przy czytaniu jego dzieła w albumach, doszłam do wniosku, że Goya był przede wszystkim genialnym portrecistą. Niewątpliwie miał umiejętności warsztatowe i talent malarski, ale, co ważniejsze, był wnikliwym psychologiem i człowiekiem niepozbawionym empatii; potrafił jakoby wejść w skórę portretowanego. Jego najpiękniejsze, najbardziej spektakularne obrazy, przedstawiające najczęściej osoby z wyższych sfer i kręgu królewskiego, świadczą o tym, że Goya swobodnie poruszał się wśród elit. To dzięki wypracowanym przez siebie kontaktom jego portrety dworzan są tak żywe. Goya po prostu znał ludzi, których malował. Świetnie potrafił też oddawać na płótnie wytworne, eleganckie kreacje (rozmaite tkaniny, hafty, koronki, biżuterię, ozdobne guziki…) oraz inne atrybuty władzy i dostojeństwa. Zdaje się, że wszystko, co związane z władzą, pociągało i fascynowało Goyę, a słabość ta musiała odpowiadać i schlebiać jego możnym zleceniodawcom. Goya nie był jednak zwykłym malarzem nadwornym. W swojej twórczości gorliwie poszukiwał indywidualnego, niepowtarzalnego stylu, co udało mu się osiągnąć szczególnie w późniejszej fazie życia. Jak twierdzą niektórzy badacze, Goya zdołał stworzyć własny malarski świat przede wszystkim „dzięki” całkowitej utracie słuchu w wieku czterdziestu sześciu lat. Głuchota musiała siłą rzeczy wywołać u artysty większy introwertyzm i skupienie się na świecie wewnętrznym. Wtedy właśnie zaczęły rodzić się mroczne, groteskowe, wręcz drastyczne wizje – sceny tragedii wojennych, brutalnych walk byków, portrety szaleńców czy słynny cykl czarnych malowideł, których autorstwo jest dziś szeroko dyskutowane. Goya był też malarzem nowoczesnym, postępowym. Pociągały go idee romantyczne i rewolucyjne, podczas gdy w Hiszpanii na przełomie XVIII i XIX wieku królowały jeszcze styl neoklasyczny i zasady dyktowane przez monarchię.
Wracając jednak do książki Dehnela – dlaczego uważam ją za oryginalną? Przede wszystkim lektura przemówiła do mnie swoją warstwą językową. Dehnel stworzył portret Francisca Goi za pomocą jedynych w swoim rodzaju środków: niezwykle obrazowych i plastycznych, ale i pełnych spontaniczności. Trzy głosy mówiące w książce (Goi, jego syna Javiera i wnuka Mariano) to niemal bezpośrednie strumienie myśli bohaterów. Każdy z tych głosów jest inny, odzwierciedla temperament mówcy. Francisco Goya nierzadko przemawia w sposób dosadny, wręcz wulgarny, co oddaje jego rzekomo porywczą i zwierzęcą naturę. Mówi śmiało: „(…) gdybym tylko umiał pisać, a nie malować, zapisałbym całe setki stron uczonym traktatem o tym, co można powiedzieć o kobiecie, oglądając tylko jej dziurkę i tej dziurki zachowania”. Jego zamknięty w sobie i wycofany syn Javier mówi łagodniej, ale nie wzbrania się przed używaniem następujących słów w odniesieniu do ojca, którego nie znosił: „(…) lubieżny, obleśny staruch, śliniący się do młodej kobiety” albo „(…) stary lis, spasiony borsuk, posiwiały głuszec”. Czytając Saturna, odnosiłam wrażenie, że mam przed sobą scenariusz teatralny dla trzech aktorów i wręcz wyobrażałam sobie jego realizację na deskach teatru. Gdybym była reżyserem, chętnie zamieniłabym Saturna w sztukę, której akcja toczyłaby się w zacofanej, wciąż owładniętej inkwizycją Hiszpanii z czasów Goi. Aktorzy przemieszczaliby się między domem Goi w Madrycie, Domem Głuchego nad Manzanares a domem w Bordeaux we Francji, gdzie malarz spędził ostatnie lata życia. W tle pojawiałyby się obrazy, szczególnie te z cyklu czarnych malowideł, które powstały na ścianach Domu Głuchego i którym Dehnel poświęcił w książce wiele uwagi. Malowidła symbolizowałyby twórczą wolność i obyczajową swobodę Goi.

Saturn to też odważne odsłonięcie kulis historii sztuki. Książka poniekąd odczarowuje oficjalną, wyidealizowaną twarz tej ciekawej i pięknej dziedziny nauki. Dehnel pokazuje, jak wiele manipulacji – a nawet ofiar – może stać za sławą utalentowanej jednostki. Po przeczytaniu Saturna okazuje się, że biografia Goi nie jest warta takiego rozgłosu, jakiego nadaje się jego dziełom. Dehnel stawia w książce dwie śmiałe tezy. Po pierwsze, że Francisco Goya nie był autorem fascynującego cyklu czarnych malowideł. Jest prawdopodobne, że namalował je jego zdruzgotany i wściekły na ojca syn Javier, który również był malarzem, choć tworzącym niewiele, w zaciszu domu i w cieniu wielkiego geniusza. Dehnel odkrywa też kartę dotyczącą życia intymnego Francisca Goi. Faktem jest, że było ono beztroskie i niewybredne, okazuje się jednak, że rozpustny Goya najprawdopodobniej utrzymywał też stosunki homoseksualne ze swoim bliskim przyjacielem, kupcem Martinem Zapaterem. Rozwiązłość Goi niewątpliwie przeszkadzała jego jedynemu synowi, wrażliwemu i delikatnemu Javierowi, któremu było żal ukochanej matki Pepy. Javier nie mógł znieść i zrozumieć tego, do jakiego stopnia ludzie mogą podziwiać geniusz… potwora.
Saturn to też refleksja na temat starości. Dehnel ilustruje schyłek życia, opisując głównego bohatera Francisca Goję, który jako człowiek dotknięty chorobami, całkowicie głuchy i zbliżający się do kresu, źle znosi późny wiek. Goya czuł jeszcze ogromną wolę życia i tworzenia, ale jego stan fizyczny uniemożliwiał mu to. Niedługo przed śmiercią, w Bordeaux, Goya przyznaje: „(…) Wzrok mnie zawodzi, ręka też. Wszystkiego mi brak – oprócz woli”. Z kolei w opisie obrazu Starzy z cyklu czarnych malowideł Dehnel przedstawia starość jeszcze bardziej dosadnie: „Obrzydliwa jest starość. Jej zapachy i faktury. Cieknące oczy, przekrwione spojówki, wyłysiałe rzęsy i brwi, wiszące fałdy ciała, liszaje”. Saturn nie jest, przypomnę, typową biografią, ukazującą życie człowieka chronologicznie od początku do końca. Dehnel skupił się na późniejszym okresie życia malarza, przez co powieść zyskała kolejny wymiar – stała się książką o kondycji i egzystencji człowieka w ogóle.
Duże wrażenie wywarł na mnie także namalowany słowami portret rodziny de Goya. To obraz realistyczny, oddający charakter każdego z członków rodu. Dehnel odsłania więc jeszcze inne kulisy – kulisy życia w rodzinie. Wchodzimy za nie, by odkryć, jakie naprawdę panowały między nimi relacje. Nie dowiadujemy się jedynie suchych faktów, że Goya miał żonę Pepę, syna Javiera czy wnuka Mariano. Tutaj każda z postaci to osobny świat i osobny człowiek, który zajmuje pewną pozycję oraz przyjmuje określoną rolę i postawę. Życie w rodzinie okazuje się złożone – to przymusowe współistnienie jednostek, często znacznie różniących się od siebie. W Saturnie małżeństwo dalekie jest od ideału, rodzicielstwo okazuje się rozczarowujące dla rodzica i krzywdzące dla dziecka, a osoby bezpośrednio ze sobą związane, jak ojciec i syn, to skrajnie inni ludzie. Opowieść Dehnela to zatem także fascynująca, choć nie bardzo rozbudowana saga rodzinna.
Polecam ją przede wszystkim miłośnikom sztuki i literatury. Mam wrażenie, że ta powieść wyróżnia się na tle książek o historii sztuki i ma moc, by na długo pozostać w pamięci czytelników i wpłynąć na ich wyobraźnię.