Serotonina (2019) to trzecia przeczytana przeze mnie powieść Michela Houellebecqa. Po Mapie i terytorium (2010) i Uległości (2015), które wzbudziły moje emocje, po raz pierwszy jestem nieco rozczarowana lekturą. Mam wrażenie, że Houellebecq napisał swoją ostatnią książkę naprędce i siłą rozpędu. Serotonina nie jest pozycją zupełnie bezwartościową i pozbawioną potencjału, szkoda jednak, że autor nie przemyślał jej bardziej. Mimo zastrzeżeń wciąż uważam, że Houellebecq pisze świetnie. Potrafi celnie i bez ogródek diagnozować współczesny świat zachodni. Być może potrzebna jest przerwa, zarówno autorowi, jak i jego czytelnikom.
Serotonina to historia nieszczęśliwego i cierpiącego na depresję (jakżeby inaczej!) czterdziestosześcioletniego Francuza Florenta-Claude’a Labrouste’a. Florent to dobrze zarabiający mieszkaniec Paryża, będący w stanie utrzymać się w tym mieście, ale anonimowy i „doskonale samotny”, bez rodziny czy siatki znajomych i przyjaciół. Bohater odbiera swoje życie jako „staczanie się po równi pochyłej”, któremu nie ma końca. Zanim jednak popełnieni samobójstwo, chce odbyć podróż w przeszłość – do miejsc, które zna, do byłych dziewczyn i w odwiedziny do jedynego przyjaciela.
Pierwsze rozdziały powieści są obiecujące, szokujące, ale i bardzo zabawne. Czytałam je w miejscu publicznym, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu! Na kilkudziesięciu stronach zawarte jest to, co najlepsze w Houellebecqu: wyrazisty główny bohater (od razu wchodzimy w skórę zdołowanego i oderwanego od świata Florenta); humor demaskujący nasze społeczeństwo (niekiedy absurdalny, wręcz groteskowy); zabawne opisy natarczywej wszechobecnej erotyki; kontemplacyjne i filozoficzne spojrzenie na rzeczywistość. Kiedy przeczytałam o „projekcie dobrowolnego zniknięcia”, umożliwiającym człowiekowi zmianę tożsamości i całkowite przeorganizowanie życia, na które decyduje się Florent, autentycznie się wzruszyłam. Ale po wciągającym i dosadnym początku historia traci nieco na sile. Achronologiczna fabuła jest miejscami niejasna, a niektóre rozdziały są nużące, wręcz niepotrzebne.
Chciałabym tu jednak przekazać to, co mocne i wartościowe w Serotoninie. Ta książka, która zaczyna się od chwytliwego zdania: „Mała biała owalna tabletka, dzielona na pół” – to wiwisekcja jednej z najbardziej dręczących rozwinięte społeczeństwo chorób, czyli depresji. Dzisiejszy świat zdaje się dla niej szczególnie podatnym gruntem. Możliwe, że skrajne zaburzenia nastroju nękały ludzi już od dawna, ale obecnie są one po prostu lepiej rozumiane, łatwiej diagnozowane i częściej opisywane. W każdym razie Houellebecq przedstawia tę trudną do pojęcia przypadłość z perspektywy osoby cierpiącej. Autor, rzekomo sam doświadczający depresji, „obdarza” nią aż dwóch głównych bohaterów książki, Florenta i jego przyjaciela ze studiów Aymerica. Dla przykładu, Florent odbiera rzeczywistość w następujących barwach: „moje dni płynęły coraz bardziej boleśnie w braku namacalnych wydarzeń i jakiegokolwiek sensu życia”; „moja psychika była naprawdę w proszku”; „mój świat zmienił się w obojętną, płaską i nieciekawą powierzchnię”.
W Serotoninie Houellebecq idzie o krok dalej i pokazuje, do czego doprowadza długo nieleczona lub nieprzezwyciężana depresja: do obłędu lub samobójstwa. Według Houellebecqa jedną z przyczyn zachorowalności jest nadmierna złożoność świata, z czym nie radzi sobie Aymeric. Przyjaciel Florenta to arystokrata, który świadomie, choć nieco idealistycznie, wybiera dla siebie życie na wsi i zawód rolnika, producenta artykułów dobrej jakości. Jednakże jego szlachetne pobudki i wysokiej klasy usługi okazują się nieopłacalne i niepotrzebne. W końcu po utracie pracy i rodziny Aymeric popada w depresję i kończy życie spektakularnym aktem samobójczym, przewodząc protestującym rolnikom.
Pod koniec powieści „umierający ze smutku” Florent również traci zmysły i staje się zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale i dla otoczenia. Wtedy jego myśli brzmią tak: „Bóg obdarzył mnie naturą prostą, moim zdaniem wręcz niezwykle prostą, to raczej świat wokół mnie stał się złożony (…), dlatego też moje zachowanie, którego nie próbuję usprawiedliwić, stało się niezrozumiałe, szokujące i niekonsekwentne”. Serotonina obrazuje i tłumaczy zjawisko depresji i obłędu, o których nierzadko słyszymy dziś w wiadomościach. Wszelkie ataki w szkołach i centrach handlowych, uprowadzanie samolotów, przyciągające uwagę samobójstwa – to nierzadko czyny ludzi właśnie „umierających ze smutku”.
Florenta przy życiu trzyma jedna z nielicznych wartości, jaką podkreśla Houellebecq, czyli nadzieja. Po ostatnim związku z Japonką Yuzu, którą bohater określa mianem „tarantuli”, Florent tęskni za swoją największą miłością sprzed kilkunastu lat, Camille, i wciąż ma nadzieję na jej powrót. W tym miejscu chcę podkreślić, że w Serotoninie pisarz poświęca zaskakująco dużo miejsca płci pięknej! Tworzy kilka wyrazistych portretów kobiet, stawiając Yuzu i Camille na przeciwległych biegunach. Yuzu to wyrachowana i niekochająca „kurewka”, od której Florent chce się jedynie uwolnić, natomiast Camille jest niewinną wrażliwą dziewczyną o łagodnym spojrzeniu, u boku której bohater czuł się niegdyś spokojny i szczęśliwy. Niestety związek ten rozpadł się z niejasnych przyczyn: Florent nie potrafił w odpowiednim momencie poprosić jej o rękę, postawił karierę zawodową ponad związek i wrócił do Paryża, do „miasta rodzącego samotność” i do społeczeństwa, czyli „maszyny do niszczenia miłości”. Odtąd prześladuje i dręczy go tęsknota za Camille. Powodów zaniedbania tego uczucia autor upatruje także w występującym dziś szeroko zjawisku skrajnego egocentryzmu, indywidualizmu i pragnienia indywidualnej wolności. Mówi, że dziś nie umiemy kochać i nie szanujemy miłości. A miłość, to według niego jedyna wartość dająca prawdziwe szczęście.
W Serotoninie dostrzegam coś jeszcze: pewną przemianę w samym Houellebecqu. Wydaje mi się teraz mniej cyniczny, jest bardziej wyrozumiały i nie pozostawia czytelnika bez nadziei. Paradoksalnie, po przeczytaniu nieco rozczarowującej Serotoniny uważam Houellebecqa za jeszcze lepszego autora.