Daleki krewny
Mówiono: ofiara losu, nieudacznik,
co wraca po latach z podkulonym ogonem.
Obawiałam się tego spotkania.
„Przecież mnie nie zabije…”.
A od dawna nikt
mnie tak nie uspokoił.
Wzruszyłam się,
kiedy przy obiedzie wydłubywałeś z fasolki każde nasionko.
Gdy wracaliśmy ulicą,
na której mieszkała kiedyś babcia,
cichutko zwierzyłeś się:
„muszę w końcu poukładać sprawy”.
Uśmiechnęłam się do siebie…
Pewnie często to powtarzasz.
Wspomniałeś, że w środę idziesz do szpitala.
„Będą mnie ciąć”.
Gdynia, październik 2024