Lot do Paryża
Mam prawie czterdzieści lat
i nadal źle znoszę wyjazdy.
Piotr odprowadza mnie do bramki,
jakby prowadził dziecko.
Idziemy za rękę po lśniącej posadzce hali odlotów,
mijamy młodą parę zakochanych.
Żegnają się
w smutku, niemal w rozpaczy, we łzach.
Ona leci, on zostaje.
Pierwsza miłość… tak ślepa i silna,
a rozłąka bolesna,
jakby drzewo wyrwać z korzeniami.
Ten ból
odciśnie piętno
(dziewczyna tego jeszcze nie wie)
na co najmniej dwadzieścia lat.
Uśmiecham się więc do niej
i ostrzegam ją w myślach: „Uważaj,
pierwsza miłość przysłoni nawet piękno Paryża
i jeszcze długo będzie
utrudniać powroty
pod szary dach Miasta.”
Paryż, kwiecień 2024